Przejdź do treści

Nadbużańskie zapachy…….i Szczepan

Szczepan – wielce barwna to postać. Poznaliśmy się w 1994 roku ubiegłego stulecia. On zajmował się chrząszczami i szukał kontaktów z podobnymi ludźmi. Tak i nasze drogi się zeszły.

Człek mądry, oczytany, z ogromną wiedzą owadziarską, ale i z dużym bagażem życiowym co czyniło go, i czyni, dla mnie miłym współrozmówcą. Nie ma u Niego płycizn myślowych, nie porusza się po mieliznach bylejakości, jakich pełno w współczesnym bycie. Ma swój świat, swój poziom, potrzebuje konkretnej głębi, by płynąć. I to mi odpowiada.

Życie związało Szczepana z krainą przytuloną do naszych wschodnich rubieży, z Wołyniem. Kraina rozpołożona w sąsiedztwie Roztocza dumnie patrzy ku szczerym pustaciom ukraińskim. Przepasana dzikim Bugiem pełną piersią wchłania cudowny wiatr dmący znad wschodnich bezkresnych stepów. I właśnie tenże wiatr, to tchnienie ze wschodu nadaje tej krainie tego specyficznego czaru.

pano 2_MG_4142

Cała kraina nasączona jest historią, często krwawą. Począwszy od Bolesława Chrobrego, który solidnie zlał tutaj Rusinów Jarosława Mądrego, a skończywszy na tragicznych wydarzeniach ostatniej wojny i powojnia, związanych z niepotrzebnymi niesnaskami, jakie rozgorzały pomiędzy sąsiadami zza Buga a nami. Niepotrzebna to rzeź była, bo przecie całe stulecia żyliśmy w dobrej komitywie – Polacy, Ukraińcy, Żydzi i diabli wiedzą jakie jeszcze nacje. Niestety – polityka potrafi z niejednego człowieka zrobić krwiożercze zwierzę. Tak i tu, na Wołyniu, skończyło się niewyobrażalnym cierpieniem tysięcy ludzi. I niepotrzebne to było, bo ludność tutejsza, nie polska, nie ukraińska, ale po prostu tutejsza, jest wielce miła, serdeczna, tylko trzeba umieć pokazać Im serce.

Wróćmy z tych mrocznych czasów to jaśniejszych plam w historii. Prócz tych tragicznych kamieni milowych, wokół Szczepanowej krainy jest sporo milszych dla oka świadków przeszłości. Stare grodziska, pozostałość po systemie obronnym Grodów Czerwieńskich. Stareńkie, brodate mchami cmentarzyki, na których w wielu miejscach z kamienia przemawia do nas cyrylica. Nie zawsze widać, że to cmentarz. Niejednokrotnie jest to górka, zagajnik, gdzie wśród chaszczy nagle na ścieżce staje nam kamienny krzyż, pochylony, proszący o zadumę, o chwile zamyślenia. Niemy, kontaktuje się z nami cyrylicą, którą to co raz mniej ludzi u nas potrafi przeczytać (to jeden z durnowatych pomysłów reformowo-edukacyjnych, co by język rosyjski ze szkół wycofać, i to ze szkół przy wschodniej ścianie). Trawsko wszędobylskie, krzewy, drzewa….dzicz całkowita i nagle okazuje się, że stoimy na świętej ziemi. Pod naszymi nogami, to tu, to tam śpią ludzie. Złożone są czyjeś radości, smutki, czyjaś codzienność, miłość. Uszanujmy to, cicho wycofajmy, jednak pozostawmy tu ciut siebie. Niech nie leżą samotnie. Wystarczy myśl, uśmiech i już nie będą sami, a ta nasza myśl uskrzydli Ich w niebie, zaś czyśćcowe kary lżejszymi Im będą.

Krzyż kamienny

No polach też siedzą kurhany – ziemny hołd oddany wojownikom zamierzchłym. Tym co polegli, nie ważne po czyjej stronie, często kosookim, dzikim żołnierzom. Teraz pozostały po niech pagórkowate, nieme groby – niegroby. Bitwa tu niejedna została stoczona. Każde stulecie było znaczone krwią i walką, gdyż nasi wschodni i bardziej dalekowschodni sąsiedzi do spolegliwych nie należeli

Tak i jeśli tylko nadarza się okazja, wsiadam w auto i jadę do mego Szczepana. Niestety, okazji takowych niewiele, jednak częściej to wynika z mojego lenistwa – a z tym trzeba też walczyć, bo żywot ucieka. Jeśli tylko aura pozwala – wyjeżdżamy w plener.

Bug – cudowna rzeka, jedna z bardzo już niewielu rzek, które to oparły się programowi regulacji. Malownicze i dzikie meandry jakie tworzy są niepowtarzalne w skali europejskiej. Brzegi – z jednej strony wydarte lądowi tworzą urwiste skarpy.

Skarpa nad Bugiem (Gródek)

Tutaj kamieniste zęby szczerzą gliniaste pionowe ściany . Całość tymczasowo trzyma się dzięki pajęczynowatym arteriom korzeni drzew uczepionych skraju brzegu. Z czasem pajęczyny te przeistaczają się w muskularne sploty, które prawie u kresu sił będąc trzymają glinę w uścisku. Tak do czasu następnej „wysokiej wody” wiośnianej. Niejeden drzewny mocarz runie wtedy swą brodatą twarzą w nurt Bugu, poddając się jego chłodnym objęciom. Powstaje wyrwa w zielonej ścianie na brzegu. Szybko jednak zabliźnia się bo mada naniesiona przez wodę, to dobra ziemia, odżywcza wielce. Szybko podkarmia swoje dzieci, które to odwdzięczają się jej nowym ratunkowym uściskiem korzeni i będą dbały, by zwariowana wiosennym szaleństwem rzeka nie unosiła jej w dal.

Bug - Ślipcze -panorama 12 III 2011

Drzewa wzmocnione rozpełzłymi pnączami rozpościerają swoje długaśne ramiona nad rzeką, tworząc mroczne, parasolowate okapy, dające cień odmętom skrytym w podmytych brzegach. To królestwo ryb. Mawiają, że w Bugu kryją się rybie cuda. W wielu miejscach urokliwy Bug otulił się w delikatny szlafrok trzcin i tataraków. Cicho szeleszczące suknie te, strzegą domostw rozmaitej gawiedzi ptaszęcej, a i drobiazg rybi ma gdzie umykać przed żarłocznymi paszczami większych pobratymców. Żabie chóry tworzą oprawę muzyczną tej sceny wespół z wszędobylskimi owadami i ptasim radiem. Czas od czasu spokojną gładź sunącej z wolna rzeki przetnie kilwater lądującego dostojnie łabędzia, lub z hałasem wyląduje eskadra pomniejszych awiatorów – kaczuch rozmaitych. Tu i ówdzie koncentrycznie rozejdą się koła po lustrze wody, świadczące o tym, iż właśnie jakiś niefrasobliwy owad zakończył swą ziemską wędrówkę w rybiej paszczy. Chwilę potem fakt ten może być podkreślony radosnym podskokiem obżartucha ponad taflę rzeki. Całość różno-zielona od czasu do czasu przecinana jest błyskawicą strzelistą pędzącego błękitu – to zimorodek zmienia miejsce czatowania na rybi drobiazg. Wartę cichą na brzegach pełnią dostojne damy – czaple. Ważki, pszczoły, trzmiele, pasikoniki, osy – to uzupełnienie żabiej i ptaszęcej orkiestry. W oddali z monotonnym stukotem wolno sunie ciężki, zwalisty pociąg – to po stronie ukraińskiej. Jakoś tak po prawdzie nie burzy całości. Jest taki majestatyczny, spokojny i mimo swego ogromu – cichy, swój taki, tutejszy. Jakby czuwał nad spokojem wszystkich. Cielsko pociągu wędruje po przeciwległym brzegu. Ten rozwija się tu w szerokie, niejednokrotnie po horyzont łąki ukraińskie. One to na wiosnę są cudowną ostoją ptaków wszelakich. Coroczne roztopy powodują, że Bug nieokiełznany wzdyma swą pierś i wybucha wodą na wschód dając życie łąkom. Czynią się wtedy nieprzebyte lustra wody z odbijającym się w nich niebem. Niebo na górze, niebo na dole….jesteśmy w niebie!

Gródek rozlewiska

Sporą część tego naszego, polskiego brzegu wieńczy korona wyniesień, na których to rej wodzi brać kserotermiczna.

Skarpa Dobużańska

Sucholubne rośliny, bo o nich mowa, są mi wielce kochane. Szopen, bywający w tych stronach, kochał wierzby rosochate, głowiaste. Ja kocham kserotermy – suche, trzeszczące i pięknie woniejące. W moich rodzinnych stronach ich niewiele. Tutaj cudowne, strome zbocza wystawione na południowo – wschodnie słońce przyjmują ciepła ponad stan. I to ciepło miarowo oddają, jednak jest ono wzbogacone w coś, czego u mnie brak. Bywamy ze Szczepanem w miejscowości Gródek. Tu mamy swoją ulubioną skarpę.

Gródek 6.VIII.2011c

I właśnie między innymi tutaj ciepło daje wspomniany koncert. To porwane z ziemi wonie ziół rozlicznych unoszą się ku niebu przy każdym ruchu. Zioła mi nieznane. Ich siła woni jest nieprawdopodobna. Można kłaść się na tym posłaniu i wdychać godzinami, wdychać….Jest ciepło, słonecznie, pachnąco – ten błogostan dosłownie wlewa się do szpiku kości. Siedzi się na górce,  u stup cicho toczy się Bug, za nim otchłań bezkresu cudownej Ukrainy. I te zioła, wszędy zioła, pachnące, kojące. Błogostan.

Pomiędzy wspomnianymi pagórkami, szalone wody z niebios przez stulecia wyrzeźbiły malownicze wąwozy.

Szczepan 2 Gródek 1.V.2010

W dziele tworzenia deszczowi pomagały turkotliwe furmanki i końskie kopyta……niedawno dzieci w szkole spytały mnie „a co to jest furmanka?”……smutno mi się zrobiło. Wąwozy są szramami w poprzek tnącymi wyniesienia nadbużańskie. Są mroczne, skryte pod zamkniętym baldachimem drzew, które ledwo trzymają się szponami korzeni skraju skarp. To królestwo komarów. Niejednokrotnie niestety trzeba było sobie darować kontemplacje katedr wąwozów i umykać ku światłu, ku upałowi przed dziką hordą krwiopijnych psubratów. Tak i obecne czasy na Wołyniu mają swoje hordy. Wąwozy te mają swój odmienny zapach. To woń wilgotnej ziemi, gliny, lessu, cholera wie czego – niech geolog się nad tym biedzi. Tu zawsze jest chłodniej i dzięki temu zapach jest odmienny. Do niego dochodzi woń zleżałych liści, ziół, patyków……jest inaczej. Tylko te komary……

Szczepan zabiera mnie również i w inne, nienazwane tutaj miejsca, gdyż pamięć zaciera nazwy. Jednak miejsca te łączy jedna wspólna cecha – kserotermia. Obydwaj jesteśmy ciepłoluby i to ciepło, suchość i woń okolicy powoduje, że możemy godzinami leżeć w trawsku i rozmawiać…albo i pomilczeć sobie. Owady – no przecież obydwaj entomologami jesteśmy…..no są te owady. Teoretycznie to one zawsze są głównym celem wyjazdu. Jednak zawsze prawie schodzą na plan drugi, a rozmowy i fotografia biorą nad nimi górę.

Nad Bugiem w Gródku

Nadbużańskie klimaty to dla mnie również zaczepne mikołajki, obuwiki, gnieźniki. Wielokwietne dzikie róże, delikatne derenie, miłki wiosenne, polne, bladolice zawilce wielkokwiatowe i dostojne dziewanny( fot. Zawilec wielkokwiatowy; autor – Szczepan).

Zawilec wielkokwiatowy

Cudem wśród nich jest dla mnie obuwik – cud rodzimych orchidei. Nie masz mu równych. Jest pyszny, dostojny, narcystyczny prawie. Można na nim zamęczyć matrycę aparatu (fotka autorstwa Szepana)

Obuwik

Wśród różnozielonych trawek wygląda na łąkowych skłonach cudownie. Mikołajki zaś, to zaczepne kwiecie, łączące dwie kobiety z mego życia – moją Mamę i Elżbietę, Żonę Szczepana. Obydwie One kochają te kolczaste piękności, obydwie kochają suche bukiety i miłość ta nie ominęła również mnie (fotografia autorstwa Szczepana)

Mikolajek

Tak i niejedne odwiedziny u Szczepana kończyły się polnym bukietem w bagażniku. Zapach sucharków uprzyjemniał drogę powrotną…..zawsze jakoś tak smutnawą, bo tyle mi zawsze pozostaje niedopowiedzianych słów……ale i dlatego chętnie tam wracam.

Wdzięczny jestem Szczepanowi, za to że jest……

moczenie nóg u Siostry

Potrafi mi wskazać sposób patrzenia, postrzegania otoczenia na modłę inną niż moja – rozpędzona i zagoniona. Razem ze wspominanym Miśkiem tworzą mój świat i mają nań ogromny wpływ. Obydwaj są takimi opokami dla mnie, na których zawsze mogę się oprzeć. Obok przyjaciół z grupy tangowej są perełkami tworzącymi moje najbliższe otoczenie. I dobrze mi z Nimi. No i na koniec tutaj przepraszam Tych, których pominąłem w plejadzie ludzi bliskich mej duszy – Krzysiek z Magdą z Puław, Jarek z Rodziną, Piotr warszawski, Piotr wetliński. To gwiazdy z mego nieba, bez których mroczno by było.