Zaczęło się na początku lat 80-tych XX wieku. Na klatce schodowej znalazłem zaschniętą mumię ćmy. Ba, ale jakiej?? Primo – duża jak pudełko zapałek, secundo – cudooownie kolorowa! Nie jakiś tam buras nocny, piwniczny. Tutaj prym wiodły pomarańcze, oczozrywne brązy aksamitne, biel w kontraście do głębokiej czerni……kółka, kreski, plamki………cudo. Samica niedźwiedziówki Arctia caja, bo o niej mowa, cała była pokryta puchatym futerkiem, które to czyniło ją optycznie jeszcze większą. Robiła głębokie wrażenie, człek milczał i patrzył. Patrzył i dumał jak to to musi w locie wyglądać? Martwa była, to i dostała szpilkę w plecki i wylądowała jako ozdoba na słomiance przy łóżku. Potem, w wyniku zbieractwa po klatkach schodowych, przybyły inne. Potem dzięki książkom (internetu nie było) dowiedziałem się o ogromnej oprawie wokół łowiectwa owadziego. Siatki, szpilki, gabloty. Wsiąkłem w to całkowicie. Po latach mój motylowy zbiór liczyłem w tysiącach sztuk.
Dziś życie moje upływa w towarzystwie chrząszczy. Motyle życia swego na darmo nie poświęciły, bo zbiór trafił do mego Kolegi, który to zrobi z niego naukowy pożytek. I to jest ważne. Zaś chrząszcze – to moja wielka odskocznia, lekarstwo na zło czające się w różnych zakamarkach. To po prostu moje drugie życie, świat równoległy pochłaniający mnie bez reszty.
Fotografować swego zbioru nie będę, bo to nisza dla entomologów-kolekcjonerów. Tutaj zaś chcę pokazać piękno świata owadziego w ich naturalnym świecie, nie w gablocie. Zaś prócz owadów pojawią się i inne zwierki 🙂