Biżuteria……….
…….to podwórko należy głównie do Kasi – Pani domu.
Jej ręce zawsze chciały przelać myśl buszującą w głowie w coś, co będzie delikatne, ładne. To taki rodzaj energii, który siedzi w człowieku, kształtuje się latami, nabiera wymiarów i zaczyna w którymś momencie po prostu dokuczać. Dokucza, bo szuka ujścia, szuka dziury, którą to mógłby się wydostać w codzienność. Chce wyrwać się w świat, zatchnąć się nim i dać upust wewnętrznemu ciśnieniu. To chęć tworzenia czegoś, co będzie cieszyć – cieszyć siebie i innych. I tak należy traktować Jej biżuterię. Osobiście widzę na co dzień, ile radości, smutku, nerwów towarzyszy tworzeniu drobiazgów. Widzę ile serca wlewa w coś, co koniec końców stanie się Czymś. To Coś potem swym jestestwem ma cieszyć inną osobę. I niech ten Ktoś wie, że w każdym atomie kolczyka czy naszyjnika tętni energia jego twórcy. Atomy wspomniane już nie poruszają się jak dawniej. W nich są pozytywne kwanty energii wprowadzonej przez Kaśkę i od tej chwili tętnią one pulsem naszego domu. A że to tętno całkowicie pozytywne, to i przyszły nabywca tychże drobiazgów może się czuć bezpiecznie. Każdy bibelocjusz jest JEDEN. Nie ma duplikatów. Każdy będzie się czymś tam różnił od swego poprzednika. Każdy z nich to Moment zaklęty w kamyk, paciorek, drucik. To moment stanu duszy, serca. A momenty mają to do siebie, że są i…..i ich nie ma. Nie wracają. Ten moment to Idea zrodzona w wyobraźni, zapisana w pamięci, a potem wtopiona w bibelocjusza.
Koniec pracy, koniec myśli……..myśl zaklęta w drobiazg i ……..tyle. Teraz w oczekiwaniu na następny błysk w głowie – tango z drucikami i koralikami zaczyna się od nowa……powstaje następny rozweselacz.
Jackowe przypierdalaski………..
……..no to już bardziej moje podwórko, chociaż Żonie mej nic nie stoi na przeszkodzie i tu porozrabiać co nieco (co z resztą czyni). Tutaj powstają rzeczy, których pierwowzory wypełzły z otchłani mego umysłu gdzieś w lesie, na bieszczadzkich szczytach, roztoczańskich łąkach, nad rzeką, pośród trzcin, na kamieniu czy też przy przyjacielskim ognisku. Tu staram się zakląć w trwały przedmiot magię chwili, w której to ulągł się wspomniany pierwowzór. On to przemykał cichym cieniem przez myśl ulotną i jawił mi się ciekawym, miłym…..Patyk, kamień, liść, szyszka czy owoc…..coś zaczyna się w myśli lęgnąć, nabiera kształtów i zaczyna być wyczuwalne tętno. Podobnie jak w biżuterii kaśczynej, tak i w moich durnostojach (a to dziwosłów zaczerpnięty z bogatego w takie ozdobniki języka Mamy mej) wpleciona jest moja dusza, myśl, energia. I należy zaznaczyć, iż są to pozytywne paliwa. Ani jeden przedmiot nie ulągł się z bólu, smutku lub jakiegokolwiek innego negatywnego stanu ducha. Te stany u mnie jawią się mroczną pustką, a z pustego nic nie nalejemy. Źródło działa tylko wtedy, gdy w duszy jest ciepło, pachną zioła, szumi wiatr, świeci słońce. Chlupot potoku, chrzęst kamieni, zapach żywicy bądź to liściowej butwy, śpiew ptaków i towarzyszące temu gaduliństwo mojej Rodziny dopełniają zapłonu. Wtedy to się dzieje, pali, rodzi się. W samotności i smutku powstają beznadziejne gnioty i ludzi nimi nie można obdarowywać, gdyż (jeśliby wogóle powstały) niosą negatywną energię, a ta zatruwałaby duszę nabywcy. Dlatego jak jest źle – trzeba przeczekać – minie i słońce znowu zaświeci. Każdy mój durnostój na aurę pozytywną, gwarantuję. Każdy jest jedyny, niepowtarzalny. Dlaczego? Ano dlatego, że myśl moja jest niczym bieszczadzki czy też roztoczański potok – umykająca i zmienna do niewyobrażalności. Jest i już go nie ma. Pomysł był, zaistniał materializując się i …….czas na następny. Nie ma powtórek.
autor przypierdalaśnych durnostojów na poniższej słitfoci 😉
Należy jeszcze z mej strony wyjaśnić używany tu, a także w innych miejscach naszej strony, termin „energia”. Zaznaczam – to nie ma nijakiego związku z jakąś tam bioenergo-tere-fere i jakże dzisiaj modną ezoteryką. Nie, nie. Daleki jestem od tych czarów, do których mam stosunek negatywny. Po prostu w to nie wierzę. „Energia” o której piszę na łamach różnych tutaj podstron to po prostu nasza myśl, nasze serce i chęć dania czegoś ładnego, czegoś, co będzie cieszyć. Żadne czary-mary, ot po prostu nasza dobra myśl, która to dała nam radość i odpoczynek w trakcie tworzenia jest poprzez ręce wtopiona w przedstawiane u nas przedmioty.