Ileż to razy pędząc samochodem, mijamy przydrożne kapliczki, krzyże, kamienie pokutne. Po wielokroć śmigamy koło nich, nawet ich nie zauważając. Przyjaciel mój Misiek wypracował we mnie (pewnie nawet o tym nie wie) odruch zwolnienia. Już nie pędzę, wolę wolniej i wtedy można popatrzeć. Najcudowniej jest gdy żona prowadzi. Wtedy mogę całkiem na spokojnie popatrzeć. Ale wróćmy do kapliczek bezimiennych. Będąc onegdaj z miłym kolegą moim, Jarkiem B. z Markowej w okolicach Stubna i Starzawy na ptasich obserwacjach i na podziwianiu unikatowego kwiatucha, jakim jest szachownica kostkowana – tu gorąco polecam zakup abonamentu na ten atlas. Grosze Marek Snowarski za to bierze, a atlas jest arcygenialny. Można go poniekąd przeglądać i bez wykupionego dostępu jednak ogromna mnogość zdjęć i wiele funkcji jest zablokowana dla szeregowego internauty. A jest co oglądać, szczególnie gdy człek zainteresowany jest roślinami lub grzybami. Ale powróćmy do kapliczkowego tematu. Otóż jak mi Jarek pokazał wspomniane okolice, wybrałem się onegdaj na chrząszcze. Złaziwszy kilometry łąk i krzaczorów trafiłem do Stubienka. Śmig- koło oka mignęła mi rupieciarnia z desek, jednak coś przykuło mą uwagę, coś co było w środku. Wnętrze było kolorowe……
Nawróciłem. Niby widać, że ktoś koło tej starowiny chodzi, nie całkiem ona osamotniona w swym kochaniu Boga. Jednak stan techniczny, to inna strona. Wymaga nakładu finansowego bo wilgoć i robaki wykończą ją w trymiga. Malowidła na ścianach ujmują serce swą prostotą, prymitywizmem ale i szczerością prowadzenia farby po deskach.
Jednak i one z czasem oddadzą swoje ostatnie tchnienie. Niewielka to budowla, na uboczu, zapomniana stoi pośród szczerych pól. Ale to, że jest tutaj świadczy o tym, iż ludzie onegdaj przychodzili do niej, ….klękali prośby swe znosząc do bram niebieskich.
Przez swą małość i odsunięcie od świata kapliczka pewnie życie swe niedługo Bogu odda. A szkoda boć to i kawałek sztuki weń jest wmalowany. Prościuteńkie to, prymitywne, ale przecie świat podziwia Nikifora… równie sztubackie to malunki. Krocie płaci się za jego bazgroły. Tu też wypadałoby pomyśleć, jak pomóc Duchowi św. aby mógł nadal rozpościerać swe skrzydła opiekuńcze za stropu kapliczki.
………no i ludzie pomogli. Minęło chyba ponad rok z okładem, jak pisałem powyższy tekst (przeleżał „w szufladzie”). Pomogli……….jeno nie do końca przekonany jestem, czy nie zabrali Tego Czegoś……….
Chcieli dobrze, to na pewno, wyszło ładnie, pewnikiem i ładnie. Jednak ….mnie się podobała ta wcześniejsza babciowina, z artretyzmem desek, z siwizną porostów i mchów, przykucnięta śród przydrożnych, ogłowionych wierzb, z zamyślonym czołem w pomarszczonych blachach……było przytulniej, jakoś tak nabożniej….